wtorek, 5 marca 2013

Rozdział 6


~ Justyna ~

- Cześć! – przywitałam się z moją przyjaciółką Kasią. – Siemka! – odpowiedziała. – Co tam porabiałaś w weekend? – spytała. – Byłam z rodzicami u cioci Leokadii. Wiesz DNP. Długa Nudna Pogadanka. A ty? – 
Kąpałam zwierzaki. Luca jak zwykle latała po całej łazience jak szalona a Stark sprawił, że płyn był wszędzie tylko nie na jego sierści. Tylko Rhodey stał grzecznie. O kotach nie wspomnę… - powiedziała, pokazując podrapane ręce. Chwilę później zadzwonił dzwonek, więc weszłyśmy do sali. Na lekcji Franek i Max wychodzili do toalety w kilkuminutowych odstępach czasu. Nie uszło to mojej uwadze.
- Zauważyłaś, że od jakiegoś czasu Max i Franek cały czas chodzą do toalety na lekcjach? – zagadnęłam Kasię. – Raczej nie. Może mają jakieś problemy z nerkami, albo coś… A ty co się im tak przypatrujesz? Podobają ci się? – zapytała mrugając okiem. – Taaa, jasne. To najprzystojniejsi chłopacy na ziemi… To po prostu dziwne, że co trzecią lekcję chodzą się załatwić. Ale najdziwniejsze jest to, że zawsze biorą zeszyty. Co oni sprawdzają poziom wody w kiblu?... – zastanawiałam się. –  - -- Może ich po prostu spytaj. To chyba najlepsze rozwiązanie. – zaproponowała. „Tak, tylko czy mi powiedzą” pomyślałam. Razem z przyjaciółką podeszłam do nich. Przerwałam im chyba jakąś ważną rozmowę. Gdy spytałam co jest grane odpowiedzieli wymijająco i wrócili do przerwanego zajęcia.
Po lekcjach obserwowałam zachowanie chłopaków. Poszli pod salę gimnastyczną i obserwowali jak nasza klasa wychodzi z szatni. Nie zdawali sobie sprawy, że ktoś ich śledzi. Kasia i ja schowałyśmy się tak dobrze, że trudno było nas zobaczyć. Kiedy zadzwonił dzwonek na lekcję i wszyscy wyszli już z szatni poszłyśmy za nimi. Weszli do jakiegoś małego pomieszczenia. Tam pani woźna trzymała chyba miotły i mopy. Poszłyśmy za nimi. – Co tu robicie? – spytałam. – Aaaaa, my nic, takiego. Prowadzimy takie małe badania. Idźcie już. – Franek próbował ukryć zdenerwowanie i coś jeszcze. Coś co świeciło się na niebiesko. – Co tam macie? – spytała Kasia podchodząc i próbując zajrzeć za ramiona. – Nic specjalnego. Wyłaźcie z tego pokoju. – próbował obronić się Max. – Nic specjalnego. Czyli coś jednak jest. Pokażcie nam to. Widziałyśmy przecież jak chodziliście codziennie niby do toalety. Robiliście jakieś pomiary? Powiedzcie, proszę. – próbowałam nakłonić kolegów do wyjawienia prawdy. Oni wymienili porozumiewawcze spojrzenia. – Znaleźliśmy to urządzenie. – to mówiąc Franek. Wyciągnął zza pleców mały przedmiot w kształci sześcianu z kilkoma pokrętłami i przyciskami. – Prawdopodobnie jest to teleporter. Skonstruowali go najpewniej Sowieci. Podczas I wojny światowej chcieli mieć coś, co pozwalałoby na szybkie przemieszczanie się w kilka sekund. W miejscu naszej szkoły był kiedyś schron. Tam to znaleźli architekci. Po zbudowaniu tego budynku wstawili to tu i zapomnieli o tym. W 1998 r. 7-8-letnie rodzeństwo weszły tutaj, prawdopodobnie za sprawą tego światła. Wcisnęli jakiś przycisk i zniknęli. – opowiedział. Wpatrywałyśmy się w niego i w przedmiot wybałuszając oczy. Na początku nie wierzyłyśmy im, ale potem historia zaczęła nabierać sensu. – Pewnie te dzieci nadusiły ten przycisk. – powiedziałam wskazując na duży zielony guzik. – Pewnie tak. Nie wiemy co się potem stało. Wiemy, że gdzieś się przemieściły, ale nie wiemy gdzie. Mogli również przenieść się w czasie. – rzekł Max. – Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać. – powiedziała Kasia. - Chyba nie myślisz o tym, żeby… - powiedział Franek ostrożnie. – To jedyny sposób. Raz się żyje. – stwierdziła przyjaciółka. - Ale, ale… Zastanów się! Możemy trafić gdziekolwiek! Możemy trafić na rewolucję francuską, na jakąś wojnę, możemy wylądować w … 3013 roku. To głupie! – wykrzyczał Franek. – Wyluzuj. Popieram Kasię. A ty co sądzisz Max? – powiedziałam. – Chłopak zastanawiał się chwilkę. W końcu postanowił: - Dobra. Wciśnijmy ten głupi guzik. Raz chomikowi śmierć. -. Wzięliśmy kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Ja zostawiłam karteczkę, co zrobiliśmy i wystawiłam datę. Złapaliśmy się za ręce. – No dobra. Na trzy. Raz… Dwa… - odliczał Franek. – Trzy. – w tym momencie nacisnęliśmy przycisk.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział postaram się dodać jutro.
W końcu zaczyna sie coś dziać, co nie? ;)
PS: Jeśli wchodzisz, zostaw komentarz :))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz