poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 16


~Kasia~

- Hmm, jak miło, nawet miękko wylądowaliśmy. – Powiedział Max. Miał rację. Siedzieliśmy na dywanie. Czerwonym. Długim. I, nie wiedzieć czemu, co chwilę coś błyskało. Było słychać jakieś szepty.
- Chwila, chwila. CZERWONY dywan? – Do mojego umysłu (który w tamtym momencie chyba nie pracował na normalnych obrotach) zaczęła się dobijać pewna niedorzeczna myśl. – Czerwony dywan jest przecież na wszystkich ważnych imprezach. –  Dookoła nas stali jacyś fotografowie, którzy bezustannie robili zdjęcia. Nikt z nas nie miał sensownej miny. Ja miałam buzię otwartą tak, że spokojnie połknęłabym w całości jabłko, Franek i Max mieli oczy wielkości małego budzika, a Justyna gapiła się z miną pt.: „Co tu się dzieje?!” Obróciłam się. Przede mną stał jakiś dosyć wysoki facet w galowym garniturze i przychlądał się ze zdziwieniem. Przechyliłam głowę na bok.
- Skądś go znam…. – Pomyślałam. – To jest ten, no …. Russell Crowe! – Uśmiechnęłam się. Po chwili mina mi zrzedła. – Co on tu robi? – Odwróciłam się znowu. Tym razem uśmiechała się do mnie Anne Hathaway. Poczułam się słabo i złapałam się za głowę. Podszedł do mnie Hugh Jackman i spytał:
- Are you OK?* - Upadłam na ziemię. Poczułam jeszcze, że ktoś mnie przytrzymuje. Obróciłam głowę i zobaczyłam Franka, a obok resztę przyjaciół. Wyszeptałam jeszcze:
- Patrz, Wolverine**… - I zemdlałam.
***
Parę minut wcześniej

 ~Franek~

Rozglądaliśmy się dookoła. Wszędzie stali fotografowie z dużymi lustrzankami. Robili nam zdjęcia. Zatkało nas. Na pewno nie mieliśmy mądrych min. Po chwili zaczęło docierać do mnie, gdzie jesteśmy.
- Czy … Czy to jest …. Czerwony dywan? Gala rozdania Oscarów? – Wydukał Max do mojego ucha.
- Nie, jesteśmy u cioci na imieninach. – Odszepnąłem ironicznie.
- Czyli … tak? – Mojemu koledze w tym momencie chyba odbiło.
- No przecież! Myślisz, że czemu są tutaj te wszystkie gwiazdy? – Otaczali nas aktorzy i aktorki światowej klasy.
- Może chcieli się ze sobą spotkać?... –  Zacząłem się poważnie zastanawiać, czy nadmiar podróży w czasie zaszkodził koledze.
Palnąłem się otwartą dłonią w czoło. – Taa, jasne. A tych paparazzi zaprosili, żeby mieć zdjęcia do albumów rodzinnych, tak? –
- No może… -
- Macie coś do pisania? – Spytała się nas Justyna. Pokręciłem głową. Max cały czas gapił się w dal z miną typu: „Uciekłem z Wariatkowa”. – Kurczę, tylu fajnych ludzi, a ja nie mam nawet ołówka. My to mamy szczęście… -
- Life is brutal. Który to może być rok? – Spytałem, rozglądając się. – Ci reporterzy mają dosyć nowoczesne aparaty. –
- Myślę, że to Gala z tego roku. A ja zarywałam noc, żeby ją obejrzeć… -
- Pewnie i tak by nas nie wpuścili. –
Rozejrzałem się. Mój wzrok zatrzymał się na Kasi. Nie wyglądała najlepiej. Trzymała się za głowę i wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć. Zachwiała się na nogach. Podbiegłem do niej i przytrzymałem ją zanim upadła.
- Patrz, Wolverine… - powiedziała cicho.
- Co? Czytasz komiksy?! – Spytałem zdziwiony. Nie usłyszała mnie. Leżała bezwładnie. Zwróciłem się do jakiegoś faceta, który właśnie podszedł: - Can you help me?***

* Wszystko w porządku?
*** -  Czy może mi Pan pomóc?
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wracam do pisania :)
Postaram się dodawać coś regularnie, ale nie obiecuję ;)