-Ała!- krzyknęła Kasia, uderzając w ziemię z dużej wysokości, a zawtórowała jej Justyna, która masowała obolałą kostkę.
- O jaka miła odmiana! Tym razem wylądowaliśmy na trawie. –powiedziałem, ale kiedy spróbowałem wyprostować kręgosłup, jęknąłem z bólu.
- Ciekawe tylko, gdzie dokładnie. –rzekł Franek.
- Mam nadzieję, że wylądowaliśmy we współczesności, bo…- nie dokończyłem.
- Na Grunwald!!! – zawołał ktoś.
- Co ci odwala? Franek, mów normalnie. – powiedziałem zdziwiony krzykiem kolegi.
- Ja nic nie…- on też był zaskoczony.
- Angreifen!!!*- krzyknął jakiś inny głos.
- Co u licha?!- powiedziałem.
- Kto tak krzyczy? – spytała Kasia. Wtedy się zorientowaliśmy. Z obu stron nadciągały armie. Nie wyglądały przyjaźnie.
- No nie! Czy my zawsze musimy wylądować w jakimś dziwnym miejscu? – spytała Kasia wznosząc oczy ku niebu.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? I kiedy?- spytałem.
- Prawdopodobnie 15 lipca 1410 roku. Wieś Grunwald. –odpowiedziała Justyna.
- Bitwa pod Grunwaldem. –powiedzieliśmy wspólnie, a nasze twarze momentalnie zbladły.
- Gdzie teleporter?!- byłem nieco przestraszony.
- Jak to gdzie? A ty go nie masz?-spytała przerażona Justyna.
- Nie… No co tak siedzicie, ruszcie się i zacznijcie go szukać!-krzyknęła Kasia. Wszyscy rzuciliśmy się i zaczęliśmy buszować w trawie. Tętent kopyt był już bardzo wyraźny, a szczęk zbroi coraz głośniejszy… - -Dobra, mam go! O kurczę! –odparł Franek.
- Co?- spytaliśmy wspólnie.
- Przycisk. Jest czerwony. – odparł Franek zduszonym głosem.
- No to jedwabiście. Zginiemy pod kopytami. I to jeszcze pewnie tymi niemieckimi. Nawet nie zdążyłem napisać testamentu. –lamentowałem.
- Nie narzekaj. Chodźcie, może uda nam się trochę odbiec.
–Zaczęliśmy biec. Wojska zbliżały się, a przycisk za nic nie chciał zmienić koloru.
- Nie mogę już biec. Padam. Kostka mi nawala – wysapała Justyna.
- No tak, biegliśmy przecież też z Holmesem. – odrzekła Kasia. Zwolniliśmy nieco, a ja złapałem Justynę z jednej strony, a Franek z drugiej. Nagle, gdy armie były już naprawdę blisko, przycisk zalśnił na zielono. -Hej! Patrzcie! – zawołał Franek. Złapaliśmy się pospiesznie za ręce.
- Ała! Uważaj, będę miała siniaki – krzyknęła Kasia, lecz z ulgą mocniej uścisnęła nasze dłonie i razem nacisnęliśmy przycisk. Otoczenie zaczęło się rozmywać, a jeździec w czarnej zbroi na majestatycznym karym koniu, omal nas nie stratował i....
*Angreifen! (niemiecki) - Do ataku! ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tym razem trochę krótko, ale następnym razem będzie dłuższy
Nie że coś, ale miało być inaczej!! >_<
OdpowiedzUsuńAle jestem so proud, że coś dodałaś :D
PS Trochę spamu nie zaszkodzi:
http://oni-zwiadowcy-13.blogspot.com/
Są i będę nowe rozdziały(w końcu napisałam ten 3 i zabieram się na nexta :)
Tak lepiej? ;)
Usuń