~Kasia~
- Hmm, jak
miło, nawet miękko wylądowaliśmy. – Powiedział Max. Miał rację. Siedzieliśmy na
dywanie. Czerwonym. Długim. I, nie wiedzieć czemu, co chwilę coś błyskało. Było
słychać jakieś szepty.
- Chwila,
chwila. CZERWONY dywan? – Do mojego umysłu (który w tamtym momencie chyba nie
pracował na normalnych obrotach) zaczęła się dobijać pewna niedorzeczna myśl. –
Czerwony dywan jest przecież na wszystkich ważnych imprezach. – Dookoła nas stali jacyś fotografowie, którzy
bezustannie robili zdjęcia. Nikt z nas nie miał sensownej miny. Ja miałam buzię
otwartą tak, że spokojnie połknęłabym w całości jabłko, Franek i Max mieli oczy
wielkości małego budzika, a Justyna gapiła się z miną pt.: „Co tu się dzieje?!”
Obróciłam się. Przede mną stał jakiś dosyć wysoki facet w galowym garniturze i
przychlądał się ze zdziwieniem. Przechyliłam głowę na bok.
- Skądś go
znam…. – Pomyślałam. – To jest ten, no …. Russell Crowe! – Uśmiechnęłam się. Po
chwili mina mi zrzedła. – Co on tu robi? – Odwróciłam się znowu. Tym razem
uśmiechała się do mnie Anne Hathaway. Poczułam się słabo i złapałam się za
głowę. Podszedł do mnie Hugh Jackman i spytał:
- Are you OK?* - Upadłam na ziemię.
Poczułam jeszcze, że ktoś mnie przytrzymuje. Obróciłam głowę i zobaczyłam Franka,
a obok resztę przyjaciół. Wyszeptałam jeszcze:
- Patrz,
Wolverine**… - I zemdlałam.
***
Parę minut wcześniej
~Franek~
Rozglądaliśmy
się dookoła. Wszędzie stali fotografowie z dużymi lustrzankami. Robili nam zdjęcia.
Zatkało nas. Na pewno nie mieliśmy mądrych min. Po chwili zaczęło docierać do
mnie, gdzie jesteśmy.
- Czy … Czy
to jest …. Czerwony dywan? Gala rozdania Oscarów? – Wydukał Max do mojego ucha.
- Nie,
jesteśmy u cioci na imieninach. – Odszepnąłem ironicznie.
- Czyli … tak?
– Mojemu koledze w tym momencie chyba odbiło.
- No
przecież! Myślisz, że czemu są tutaj te wszystkie gwiazdy? – Otaczali nas
aktorzy i aktorki światowej klasy.
- Może
chcieli się ze sobą spotkać?... – Zacząłem
się poważnie zastanawiać, czy nadmiar podróży w czasie zaszkodził koledze.
Palnąłem się
otwartą dłonią w czoło. – Taa, jasne. A tych paparazzi zaprosili, żeby mieć
zdjęcia do albumów rodzinnych, tak? –
- No może… -
- Macie coś
do pisania? – Spytała się nas Justyna. Pokręciłem głową. Max cały czas gapił
się w dal z miną typu: „Uciekłem z Wariatkowa”. – Kurczę, tylu fajnych ludzi, a
ja nie mam nawet ołówka. My to mamy szczęście… -
- Life is
brutal. Który to może być rok? – Spytałem, rozglądając się. – Ci reporterzy
mają dosyć nowoczesne aparaty. –
- Myślę, że
to Gala z tego roku. A ja zarywałam noc, żeby ją obejrzeć… -
- Pewnie i
tak by nas nie wpuścili. –
Rozejrzałem się.
Mój wzrok zatrzymał się na Kasi. Nie wyglądała najlepiej. Trzymała się za głowę
i wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć. Zachwiała się na nogach. Podbiegłem do
niej i przytrzymałem ją zanim upadła.
- Patrz,
Wolverine… - powiedziała cicho.
- Co?
Czytasz komiksy?! – Spytałem zdziwiony. Nie usłyszała mnie. Leżała bezwładnie.
Zwróciłem się do jakiegoś faceta, który właśnie podszedł: - Can you help me?***
* Wszystko w
porządku?
** Wolverine
*** - Czy może mi Pan pomóc?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wracam do pisania :)
Postaram się dodawać coś regularnie, ale nie obiecuję ;)